30 września 2011

Mój pierwszy chleb na zakwasie

Upiekłam dziś mój pierwszy chleb na zakwasie. Przepis na zakwas jak i na chlebek zapożyczyłam ze strony Pani Magdy http://gotuj.skutecznie.tv/ Czytając przepis wygląda na bardzo skomplikowany, ale po obejrzeniu filmiku, na którym Pani Magda pokazuje jak Ona robi chleb i wszystko staje się jasne i proste.



Chlebka jeszcze nie kroiłam i nie próbowałam, bo ciepły no i poczekam na Męża :)

Miejskie wschody Słońca

Mamy z Mężem to szczęście, że codziennie jak tylko dopisuje pogoda możemy z okna oglądać wschody Słońca. Mieszkamy na 7 piętrze a przed naszym blokiem nie ma innych wieżowców, które zasłaniały by widok. No, ale komu by się chciało siedzieć w oknie i patrzeć, jak tu trzeba zrobić kawusie, śniadanie i cokolwiek się obudzić? Mój Małżonek zaraz po wstaniu włącza aparat nastawiony na automatyczne robienie zdjęć :) Później wychodzą piękne krótkie filmy.

Oto dzieła mojego Męża już po zmontowaniu. Zapraszam i miłego oglądania :)






26 września 2011

Chlebek

Piekłam ostatnio chlebek wg przepisu Pani Magdy http://gotuj.skutecznie.tv. Wyszedł przepyszny, pachnący i z chrupiącą skórką. Jeden okrągły a drugi prawie owalny :)


 



21 września 2011

Masa solna

Wczoraj i dzisiaj pobawiłam się troszkę masą solną. Poprzeglądałam sporo rzeczy w necie, skorzystałam z kilku tutoriali i podpowiedzi. Nie jestem jakoś uzdolniona plastycznie, modelowanie nie wychodzi mi zbyt dobrze, ale to co robię sprawia mi wiele radości. Myślę, że wyszły mi całkiem fajne rzeczy. Na razie wszytko schnie, a ja z niecierpliwością czekam na malowanie moich małych tworów :)



Wczorajsze koty i... hmmm miał być anioł, ale wyszła dziewczynka z kokardą. 

Dzisiaj zrobiłam ramkę na zdjęcie, wisior i anioła.




Zanim wszystko wyschnie zdążę przemyśleć jak pomalować poszczególne przedmioty. Mam nadzieję tylko, że uda mi się nadać aniołkowi ładny wyraz twarzy. Niestety nie jestem w tym dobra. Zobaczymy.


14 września 2011

Bułeczki

Dziś upiekłam bułeczki z mąki pszennej i żytniej razowej  z dodatkiem chili i ostrej papryki. Wyszły wyśmienite z delikatnym ostrym posmakiem :) Jak tylko przestygły przystąpiliśmy z Mężem do degustacji.




10 września 2011

Mebelki

Hurrraaaa.... dwa tygodnie czekania, później jeszcze godzinne spóźnienie dostawcy, ale w sumie to nic, bo jestem zachwycona. Ale po kolei.....

Dwa tygodnie temu zamówiliśmy z Mężem łóżko Lusia do już posiadanego materaca, dwie szafeczki nocne, a później po niespodziewanym przypływie gotówki dodaliśmy do zamówienia stół do kuchni i 4 taborety, który i tak mieliśmy w planach, ale późniejszych.  Dostawca przyjechał wczoraj ok.19. Niestety jak się okazało szafeczki nocne nie dotarły od producenta do sklepu więc będą dopiero ok. 20 września, no ale trudno. Po przyniesieniu wszystkiego do mieszkania rozpoczęliśmy niezwłocznie rozpakowywanie i skręcanie. Oczywiście bohaterem w domu został kochany Mężuś. Ja tylko coś przytrzymałam, coś podałam i starałam się nie przeszkadzać za bardzo. Szczególnie w momencie, gdy okazało się, że producent nie dodał wszystkich potrzebnych wkrętów. W domu nie mieliśmy krótszych, sklep o tej porze już zamknięty.... no i co? Poczekać do jutra? NIE!!! Dzielny Mąż skrócił za długie wkręty, które posiadaliśmy nie szczędząc przy tym słów "miłych" dla producenta ;) Udało się!!! :) Łóżko stoi, nie skrzypi, delikatnie wygięty do tylu zagłówek umożliwił bardzo wygodne oparcie się, co od razu wypróbowałam czytając jeszcze przed snem książkę. Wcześniej, sam materac nie wyglądał na duży. Teraz kiedy wszystko już stoi razem łóżko wydaje się ogromne.

Ze stołem poszło jak po maśle, bo należało przykręcić tylko nogi. Kuchnia wygląda teraz o niebo lepiej. Wcześniej w miejscu stołu stały dwie szafki i nie było nawet gdzie usiąść i zjeść. A przecież kuchnia bez stołu to jak nie kuchnia. Stół posiada jedną szufladę, w której swoje miejsce znalazł mój zeszyt z przepisami:)

Mebelki są sosnowe. Teraz w całym mieszkaniu pachnie drewnem:)

Cieszę się wszystkim tym bardziej, że to pierwsze meble, które kupiliśmy do naszego domu.






Sypialnia wymaga jeszcze trochę pracy. Trochę dodatków, jakiś obraz, nowa narzuta... zobaczymy jak to wyjdzie:)

9 września 2011

Gotowanie i mój pierwszy chleb

Lubię gotowa i piec, próbować nowe przepisy i nawet jak coś nie wyjdzie to się nie przejmuję, bo przecież następnym razem będzie lepiej :) Pamiętam jak w wakacje po 7 klasie podstawówki zaczęłam swoją przygodę z gotowaniem, ale już takim większym. Zupy, drugie dania, ciasta, przepisy z gazety... Raz wyszło raz nie, rodziny nie otrułam.... hehehe :) Telefon też się przydał, bo jak czegoś nie rozumiałam w przepisie, albo nie wiedziałam czy dobrze robię dzwoniłam do Mamy albo Babci Marysi. One zawsze doradziły i wytłumaczyły.  Babcia była szefową kuchni na stołówce w internacie szkolnym więc znała się na rzeczy.  Nigdy nie mogłam pojąć skąd Babcia wiedziała i to tylko po przeczytaniu przepisu, że będzie on dobry albo nie. Teraz już wiem.... lata pracy i znajomość smaku poszczególnych składników no i oczywiście próbowanie, próbowanie, po prostu próbowanie nowości. Szefem kuchni nie jestem i nigdy nie będę, wielu smaków nie znam i pewnie nie poznam, ale zawsze staram się wynajdywać i próbować nowe przepisy. Nie rozumiem jednej rzeczy... dlaczego dziewczyny i młode kobiety w dzisiejszych czasach nie potrafią ugotować najprostszej potrawy. Tylko odgrzewane od mamusi albo kupione w sklepie. Owszem też czasem kupuję gotowe, też czasem odgrzewam, ale ograniczam się tylko do pierogów, ponieważ nie opłaca mi się robić pierogów dla dwóch osób. Idę więc do sprawdzonej garmażerki i kupuję po kilka wszystkich rodzajów. Ale to zdarzam się raz dwa razy w miesiącu. Można by tu pisać i wymieniać plusy i minusy gotowania, ale po co, każdy ma swoje zdanie i niech tak zostanie. Po prostu uważam, że każda kobitka powinna umieć coś ugotować.

Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie upieczenie chleba. Hmmm... to nie może być przecież takie trudne. No i stało się. Będąc ostatnio w sklepie zauważyłam mąkę do wypieku chleba znanej lubelskiej firmy, ale nie będę tu robiła reklamy. Przepis był na opakowaniu. Zakupiłam więc mąkę i drożdże (na zakwasie wypróbuję następnym razem, jak zrobię zakwas) i wyrobiłam ciasto. Urosło, uformowałam bochenek. Jak późnej stwierdziłam mogłam go inaczej uformować, wyszedł troszkę za płaski. Obawiałam się też o mój piekarnik, ale okazał się dla mnie łaskawy. Może nie jest perfekcyjny, ale pierwsza próba się powiodła a ja jestem zadowolona i wiem, że moja przygoda z pieczeniem chleba właśnie się rozpoczęła.


 

5 września 2011

Studentka szuka pokoju...

Kilka historyjek jak to studentki szukają pokoju do wynajęcia ;)

Dzwoni taka jedna Dziewuszka umawia się jednego dnia. Kolejnego dnia potwierdza, że przyjdzie na umówioną godzinę, po czym dzwoni i pyta jak dojechać. Ok wytłumaczone, umówione. Z Mężulem czekamy. Dostaję smsa, że owa Dziewuszka nie jest w stanie dojechać ani dojść ze względu na zmęczenie, ponieważ już się dziś nachodziła i życzy nam powodzenia w dalszych poszukiwaniach. O masz Ci los! Może i znalazła się na przystanku, z którego z powodu objazdu nie odjeżdża konkretny autobus, którym miała dojechać, no ale przecież można dojść na inny przystanek albo po prostu przyjść pieszo.

Innym razem

Pokój miały obejrzeć dwie osoby. Umówmy się, że będzie to Dziewuszka nr 1 i nr 2. Dziewuszka nr 2 przyszła obejrzeć pokój jako pierwsza. Podobał się, nawet dłuższą chwilę pogadałyśmy. Umówiłyśmy się, że jeśli Dziewuszka nr 1 nie będzie chciała zamieszkać z nami to pokój będzie jej. Dziewuszka nr 1 zadzwoniła i odwołała spotkanie, z bliżej nieokreślonej przyczyny więc od razu wysłałam smsa Dziewuszce nr 2, że pokój jest wolny. Usunęłam ogłoszenia, a osoby które jeszcze zdążyły w międzyczasie zadzwonić poinformowałam, że ogłoszenie już nieaktualne. Pomyślałam sobie, że Dziewuszka nr 2 ucieszy się i da mi od razu znać i ustalimy szczegóły przeprowadzki. Takkkk....pomyślałam, ale byłam naiwna. Dodzwoniłam się do Dziewuszki  nr 2 na trzeci dzień i pytam czy dostała smsa. Ona na to, że tak ale nie skorzysta z oferty, ponieważ zamieszka z koleżanką. Tak bez słowa bez odpowiedzi, co za ludź.....

Zabawa zaczęła się od początku, pisanie ogłoszenia, zamieszczanie na portalach....

A dziś nie przyszły już dwie z trzech  umówionych osób.

Ja też kiedyś byłam studentką, też szukałam mieszkania i to nie raz. Wiem, że nowe miasto może wydawać się groźne i nieprzystępne, że nie wiadomo jak dojechać i ile czasu dać sobie na dojazd. Ale studencie, rozumny człowieku wykaż się choć odrobiną inteligencji, zaplanuj sobie drogę i wyznacz ilość czasu wcześniej (z jakimś marginesem), a jeśli naprawdę nie możesz dojechać albo się rozmyśliłeś zadzwoń i odwołaj spotkanie. Nie marnuj swojego ani czyjegoś czasu.

Mimo wszystko Studencie Live long and prosper