8 sierpnia 2012

Przymusowy wegetarianizm czy własna hodowla kur?


Czwartek, pora obiadowa, brzusio już daje znać że coś by zjadł. Pomysł na obiad? Filet z kurczaka z ryżem i warzywami. Mniammmm... Nie miałam niestety na stanie w zamrażalniku kurczaka więc z mężem poszłam do sklepu. Sklepik osiedlowy, samoobsługowy, sprawdzony. Kupiłam to mięsko i wróciliśmy do domu. Pod drodze zmieniliśmy jednak koncepcję obiadu i stanęło na zrobieniu pizzy. Zadowolona zagniotłam ciasto i zabrałam się za przygotowanie mięsa. Jak myślicie co się stało? Pewnie już zgadliście ... mięso okazało się zepsute. Po otwarciu woreczka do moich nozdrzy dotarł odór popsutego mięsa. Ręce mi opadły. Jeszcze przez chwilę łudziłam się że może mi się wydaje, że mój nos jest przewrażliwiony na takie zapachy. Niestety, mąż potwierdził moje obawy. Dobrze że wzięłam paragon .... Od razu poszliśmy oddać nasz zakup. Pani w sklepie nawet nie otworzyła woreczka żeby sprawdzić czy faktycznie mięso cuchnęło. Wymieniła nam filet na nowy, dała do powąchania, w słowach była bardzo oszczędna. Pewnie wiedziała, że sprzedała nam nieświeże mięso lecz nie spodziewała się że wrócimy z reklamacją. Oczywiście nie miałam już takiej przyjemności z jedzenia obiadu :( Najgorsze jest to, że nie przydarzyło mi się to pierwszy raz. Ponad miesiąc wcześniej w innym sklepie, dokładnie nowo otwartych delikatesach mięsnych na osiedlu kupiłam mięso mielone i dwa kawałki schabu na kotlety. Po nocy spędzonej w lodówce nadawały się niestety tylko do wyrzucenia (lodówka sprawna). Wtedy nie wzięłam paragonu, a sklep i tak w niedzielę był zamknięty. Przepadło. Teraz wszystko wącham przed zakupem, szczególnie mięso. Ekspedientki dziwnie się przyglądają, ale co mnie to obchodzi.

Na chwilę obecną mam większą niż zwykle odrazę do sklepów mięsnych i samego mięsa. Wegetarianką nie mam zamiaru zostać bo mięso lubię, ale zrobię sobie przerwę i poszukam nowego sklepu.  Trzeba na wszystko zwracać uwagę, wszystko sprawdzać, wąchać i mieć ograniczone zaufanie do ekspedientek. A najlepszym wyjściem byłaby chyba własna hodowla kur. Karmione najlepszą paszą, swobodnie biegające, przy okazji świeże jajeczka. Do tego mały ekologiczny ogródek warzywny i ... wiem co jem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz